Credi: Monika Rogozinska
Credit: Nikolai Grube
Prof. Nikolai Grube, antropolog, archeolog, historyk sztuki, epigrafik
Monika Rogozińska: Czy prawdą jest, że pismo hieroglificzne Majów, nad którym głowili się amerykańscy archeolodzy, starali się w tajemnicy odczytać radzieccy kryptolodzy wywiadu wojskowego?
Nikolaj Grube: Tak. Specjalna grupa w Nowosybirsku próbowała przy pomocy komputerów znaleźć model matematyczny do odczytania pisma Majów dla chwały socjalizmu oraz Związku Radzieckiego. Nie zdołała.
A jednak uczynił to człowiek radziecki, samotny geniusz.
Jurij Knorozow był młodym egiptologiem, który jako żołnierz dotarł w końcu wojny z Armią Czerwoną do Berlina. Znalazł na ulicy płonącego miasta skrzynki z książkami. Jedna z nich zawierała tylko publikacje o Majach. Zabrał je do domu. Dysertację naukową o hieroglifach Majów napisał tylko na podstawie swojej zdobyczy wojennej. Nie mając dostępu do innych zdjęć inskrypcji i zachodnich publikacji, musiał przerwać tę pracę. Przygnębienie z powodu izolacji w ZSRR nie przyćmiło jego dumy z uczestnictwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Zajął się innymi systemami pisma: Wyspy Wielkanocnej, antycznych Indii, cywilizacji Mohenjo-daro.
Rozmawiał pan z nim w Meksyku. Zdołał więc wyjechać za granicę.
Dopiero po pierestrojce Gorbaczowa. Spotkałem go w jednym z najgorętszych miejsc Meksyku. Pod marynarką miał ciepłą bieliznę – przygotowany był zawsze na wszystko.
Jak świat dowiedział się o jego odkryciach?
Knorozow opublikował kilka artykułów po rosyjsku w ZSRR, a także w Meksyku, ale nie w periodyku naukowym, tylko w gazecie robotniczej. Naukowcom do głowy nie przyszło, żeby tam szukać wiadomości o piśmie Majów. W latach 60. XX w. Amerykanin Michael Coe dzięki żonie, Rosjance, usłyszał o Knorozowie. Razem przetłumaczyli na język angielski jego publikacje. Knorozow był bez wątpienia geniuszem. Jeśli oczyścić teksty z retoryki marksistowskiej, to widać wielkie dzieło.
Badania nad tajemnicami kultury Majów zawsze przyciągały nietuzinkowe postacie. W połowie XIX w. Amerykanin John Stevenson został konsulem po to, żeby dotrzeć do Copán w obecnym Hondurasie, miasta pochłoniętego przez dżunglę, o którym przeczytał w relacji hiszpańskiej uważanej za bajkę. Odkrył miasto z racji swej urody nazywane Paryżem Majów. Inny Amerykanin, Edward Thompson, też został konsulem, żeby zamieszkać w opuszczonym mieście Majów – Chichén Itzá na Jukatanie i zanurkować w cenote – naturalnej studni – dla udowodnienia, że Majowie topili w niej w ofierze ludzi. A jak pan trafił do świata Majów?
Dorastałem w Kolonii, w Niemczech, wśród wykopalisk rzymskich. Archeologię kochałem od dziecka, niestety od badania tego, co widziałem wokół, odpychała mnie nienawiść do łaciny. Zapragnąłem robić coś, co byłoby tylko moją dziedziną, gdzie nikt niczego by mi nie dyktował. Jako chłopiec zacząłem gromadzić książki o Majach. Sam się uczyłem. Potem studiowałem na Uniwersytecie w Hamburgu archeologię i antropologię Majów. Miałem 22 lata, kiedy pojechałem do Meksyku i go od razu pokochałem. Interesowałem się nie tylko przeszłością, ale też życiem współczesnych Majów. Spędziłem dwa lata w wiosce na Jukatanie. Od mieszkańców nauczyłem się języka Majów.
Czy to jest język używany w filmie „Apocalypto” Mela Gibsona?
Ten sam. Kiedy pierwszy raz oglądałem „Apocalypto”, miałem nielegalną wersję z Internetu z napisami w języku rosyjskim, którego nie znam. Rozumiałem tylko to, co mówili Majowie.
Pracował pan w pożartym przez dżunglę majowskim mieście Caracol, na terenie Belize, dawnej kolonii brytyjskiej. Teren jest trudno dostępny, a w okolicy trenują w sztuce przetrwania komandosów Jej Królewskiej Mości Elżbiety II. Pan zaś zabierał na wyprawy archeologiczne maleńkie dzieci.
Moja żona jest archeologiem, Majem z Belize. Córka miała dwa lata, a syn około trzech miesięcy, kiedy wzięliśmy dzieci do Caracol. W sytuacjach awaryjnych możemy liczyć na pomoc brytyjskich wojskowych służb specjalnych. Kiedy jednego z pracowników przygniotło upadające drzewo, szybki lot helikopterem do szpitala uratował mu życie.
Jak wygląda pobyt z dziećmi w dżungli pełnej węży i moskitów? W drodze do Caracol zatrzymałam się w drewnianym hoteliku. Siedziałam w recepcji, kiedy obok przebiegła truchtem wielka tarantula…
Trzeba uważać. Dzieci mogą przebywać tylko na terenie otwartym, na którym nie ma drzew i trawa jest krótko obcięta. Na suchym gruncie w dzień nie ma moskitów. Rano i po godz. 17, kiedy moskity są agresywne, dzieci pozostają w drewnianych domkach. Zawsze ktoś im towarzyszy i nie spuszcza z nich wzroku. Dzieci szybko się uczą. Moja córka miała trzy lata, kiedy złapała tarantulę i pozwoliła jej chodzić sobie po ramionach. Jeśli nie podrażnisz tarantuli, to cię nie użądli. Skorpion, dopóki nie poczuje się zagrożony, dopóty nie zrobi krzywdy. Nie mieliśmy dotąd żadnych problemów.
Czy miejscowi ludzie są wobec was przyjaźni?
Zawsze, a jeśli podróżujesz z dziećmi, to jeszcze bardziej. Dzieci mają teraz dziesięć i 12 lat. Mieszkają w Bonn, ale dużą część życia spędziły z nami na wyprawach w dżungli Belize, Gwatemali, Meksyku. Rosną między dwoma światami. I obydwa lubią.
Film Gibsona powielił sterotyp Majów?
„Apocalypto” jest filmem o końcu świata. Gibson wyznaje teorię, że każde społeczeństwo jest odpowiedzialne za los swoich ludzi, a Majowie byli przykładem społeczeństwa tak zdegenerowanego i spragnionego krwi, że zasłużyli na swój koniec. Nie lubię tego filmu, bo przesadza z przemocą. Ofiara z ludzi była rzadka w społeczeństwie Majów. Najcenniejszą ofiarą były krople królewskiej krwi, które władca sam wytaczał.
Dlaczego miasta-państwa Majów położone na wielkim obszarze dzisiejszego Meksyku, Gwatemali, Hondurasu, Belize zostały opuszczone do X w.?
To jest jedno z największych pytań archeologii Majów. Moim zdaniem spowodowały to głównie konflikty, wojny między elitami i dynastiami, podobne zresztą do europejskich. Są na to dowody: spalone, zburzone miasta, zniszczone wizerunki władców w opuszczonych pałacach i stele z portretami królów.
Jedna z wojen, którą prowadziły miasta Majów, trwała 154 lata. Europejskie państwa toczyły wiele wojen, także 30- i 100-letnią, ale cywilizacja przetrwała. Dlaczego tamta upadła? O co walczyli? O władzę?
O władzę, o dostęp do dóbr naturalnych, o prestiż. Nie możemy powiedzieć, że Majowie sami się „zlikwidowali”. Społeczeństwo Majów przetrwało, ale zmienione. Kiedy Hiszpanie przybyli na początku XVI w., to Majowie wciąż żyli. I dalej żyją. Ale instytucja królestwa została zniszczona i los ocalałych zmienił się dramatycznie.
Czy elity wybiły się nawzajem?
Większość prawdopodobnie tak. Pozostali przy życiu przywódcy uciekli albo zabili ich niezadowoleni rolnicy. Wraz z elitą odeszła wiedza jak organizować rolnictwo, budować kanały i wodociągi, utrzymać równowagę ekosystemu. Ludzie, którzy ocaleli byli prostymi rolnikami.
„Paryż Majów” – Copán – nie jest bardzo zrujnowany, a znalezione kości ludzkie ujawniły istnienie chorób spowodowanych głodem.
W Copán widać, jak bardzo wobec rosnącej populacji brakowało ziemi dla rolnictwa. Uprawiano intensywnie każdy skrawek gruntu, co powodowało erozję gleby. Ale najlepsza ziemia była zajęta przez pałace królewskie i budowle elit. Musiało dojść do buntu.
Czego możemy się nauczyć z historii Majów?
Nie uczymy się z historii, choć powinniśmy. Powtarzamy te same błędy, które robili Majowie. Niszczymy środowisko. Oni niszczyli tropikalny las na dużych przestrzeniach bez pojmowania konsekwencji swojego działania. Bo za tym nadchodził brak wody i głód, a to przyczyniło się do upadku miast-państw.
Kiedy poznajemy tę cywilizację, widzimy, że ludzie stawali w obliczu takich samych problemów, jakie my mamy dzisiaj. Podobnie organizowali państwo. Mieszkali w miastach. Zaczęli pisać książki, zainicjowali system podatków i zależności społecznych, miary czasu. Widoczne staje się, że bez względu na czas i miejsce człowiek ma podobne pragnienia, aspiracje i podobnie postępuje.
Majowie potrafili przewidzieć zaćmienia Słońca i Księżyca. Czy sami wymyślili astronomię, matematykę i pismo?
Sami, choć budowali swoją kulturę, czerpiąc inspiracje na przykład z Olmeków. Cywilizacja Majów rozwijała się już 1200 lat przed Chrystusem, znacznie wcześniej, niż do niedawna sądziliśmy. Zaczęli pisać przed jakąkolwiek cywilizacją Mezoameryki. Ich kultura promieniowała na inne.
Słowo „kakao” pochodzi z języka Majów. Ziarno kakaowca było pieniądzem, a napój piły elity. Czy są inne słowa, które zrobiły międzynarodową karierę?
Brytyjscy piraci zobaczyli na rafie koralowej Morza Karaibskiego białego rekina i od Majów dowiedzieli się, że to jest „szoork”. Angielskie „shark” oznacza rekina. Także angielskie „hurricane”, a polskie „huragan”, prawdopodobnie pochodzi z języka Majów. Hurakan – to majowski bóg burzy i huraganowej nawałnicy.
W latach 80. XX w. zaledwie około pięciu naukowców na świecie uczyło się pisma Majów i próbowało je odgadnąć. Pan był jednym z nich.
Każdy z nas zaczął robić to od dziecka: David Stuart, Linda Schele, Peter Mathews… to naprawdę maleńka grupka. Poszliśmy tropem wytyczonym przez Knorozowa. Rysowaliśmy hieroglify, o których dyskutowaliśmy, i wysyłaliśmy je sobie. Wymieniliśmy setki listów, a był to czas przed Internetem. Zdeszyfrowaliśmy wiele znaków pisma Majów. Dziś obserwujemy ogromny wzrost zainteresowania Europy Majami. Wcześniej było to nie do pomyślenia z powodu niedostatku informacji oraz funduszy na badania.
Ale jest to wciąż elitarne zainteresowanie. Wykopaliska prowadzi tylko kilka europejskich uniwersytetów: francuska Sorbona, hiszpański, niemiecki, słowacki oraz dwa polskie: Jagielloński i Warszawski. Słowackie badania sponsoruje zafascynowany Majami przedsiębiorca, który produkuje traktory, ser i wino. Warszawski archeolog Jan Szymański, żeby zarobić na uczestnictwo w badaniach świata Majów, jeździł jako rikszarz w Londynie. Kto finansuje pana badania?
Niemiecka Fundacja Naukowa i Uniwersytet w Bonn.
Czy potrafimy odczytać już całe pismo Majów?
Tylko niespełna 70 procent. Jestem pewien, że następna dekada przyniesie rozwiązania. Zwłaszcza że w tej chwili duża grupa młodych ludzi interesuje się pismem hieroglificznym Majów.
Przyczyniła się do tego pana współpraca z Uniwersytetem Warszawskim.
Zorganizowaliśmy w 2003 r. z prof. Mariuszem Ziółkowskim – kierownikiem obecnego Ośrodka Badań Prekolumbijskich UW – pierwszy na świecie kurs internetowy języka Majów. Okazał się wielkim sukcesem. Działa do dziś. Spotykam młodych studentów w Meksyku, Włoszech, Francji czy Niemiec, którzy mówią mi, że hieroglifów Majów nauczył ich przez Internet Uniwersytet Warszawski.
RZECZPOSPOLITA
UWAŻAM RZE
http://uwazamrze.pl/2011/02/powtarzamy-bledy-majow/