ZDERZENIE ŚWIATÓW
W poszukiwaniu śladów Benedykta Polaka
Podążali do jądra ciemności, krainy leżącej poza opisanym światem skąd przybyły hordy jeźdźców siejących śmierć. „Napotykaliśmy nieprzeliczone czaszki i kości ludzkie leżące na polach” - wspominał uczestnik wyprawy. Niezwykłą odwagę mieli franciszkanie, którzy na polecenie papieża wyruszyli 770 lat temu na wschód do Azji, żeby poznać i zrozumieć co zagraża Europie. Ich relacje brzmią jak przestroga na dziś.
Artykuł o misji, w której Włoch i Polak: Giovanni z Benedyktem, dotarli w 1246 r. do chana Mongołów: „Zderzenie światów”, opublikowałam w dwumiesieczniku franciszkanów „Posłaniec Św. Antoniego z Padwy” (2015)
- Porażająco aktualny - napisała czytelniczka.
Fot. POSŁANIEC ŚW. ANTONIEGO Z PADWY
Zdumiewający jest brak pamięci o bohaterskich franciszkanach, którzy pierwsi odsłaniali przed Europejczykami nieznaną cywilizację Azji, przecierali szlaki, nawiązali międzykulturowe kontakty. Sławny powszechnie z podróży do chana Wenecjanin Marco Polo urodził się dziewięć lat po tym, jak oni wyruszyli na wyprawę.
Czary wysłanników piekieł
Wysłannikami piekieł nazwano mongolskich najeźdźców, którzy do 1240 r. zdobyli Ruś i Kijów, a następnie pustoszyli Węgry i ziemie polskie.
Trzon wojsk stanowili Tatarzy. Ich okrucieństwo sprawiło, że uznano, iż pochodzą z Tartaru - straszliwych podziemnych otchłani w mitologii greckiej. Bo też Europa tak błyskawicznej wojny i rzezi na taką skalę wcześniej nie znała.
Bitwa pod Legnicą. Miniatura z Legendy Obrazowej o św. Jadwidze. Kodeks Lubiński (Ostrowski) 1353 r.
(J. Paul Getty Museum, Los Angeles)
W Środę Popielcową 1241 r. Mongołowie zdobyli Sandomierz. Prowadził ich wnuk Czyngis-chana, Orda. Krwawym huraganem przeszli przez Kraków, Wiślicę, Łęczycę, Wrocław, aż na ich drodze stanęło koło Legnicy rycerstwo polskie pod wodzą księcia Henryka II Pobożnego, wspieranego przez posiłki niemieckie, templariuszy, joannitów. Ważyły się losy chrześcijańskiego świata. W bitwie pod Legnicą poznał on nową broń. Znajdowała się w czarnej głowie na szczycie chorągwi.
„Kiedy Tatarzy cofnęli się o jedno staje i skłaniali się do ucieczki - pisał kronikarz Jan Długosz - chorąży tego sztandaru zaczął, jak mógł najsilniej, potrząsać głową, która sterczała wysoko na drzewcu. Buchnęła z niej i natychmiast i rozeszła się nad całym wojskiem polskim para, dym i mgła o tak cuchnącym odorze, że z powodu okropnego i nieznośnego smrodu walczący Polacy niemal omdleni i ledwie żywi osłabli i stali się niezdolni do walki” .
Użycie bojowych środków trujących kronikarz przypisał czarom.
Mongołowie bitwę wygrali. Droga na Zachód stała przed nimi otworem.
Pierwowzór napalmu
Taktyka wojny błyskawicznej azjatyckiego Wielkiego Stepu pomogła Czyngis-chanowi stworzyć na początku XIII w. Imperium Mongołów sięgające od Oceanu Spokojnego do Morza Czarnego. Powoływali się na nią stratedzy II Wojny Światowej. Istotą jej była zasada, że ruchliwość może zwyciężyć siłę. Mongołowie, od dzieciństwa znakomici jeźdźcy, zawdzięczali swe podboje szybkości i zaskoczeniu. Uderzali z „siłą pioruna”, rozsypywali szyki, błyskawicznie się wycofywali, by znowu z mocą uderzyć. Ucieczki z pola bitwy pozorowali. Sprowokowanego do pogoni wroga wciągali w pułapkę. Zasypywali deszczem strzał o sile większej niż europejskie. Przeraźliwy dźwięk ich lotu wywoływał panikę. „Żywe tarany” - oddziały piechoty formowane z ludności podbitej rzucali do walki na pierwszy ogień. Osłaniali się „żywymi tarczami” z kobiet i dzieci. Technologii przydatnych w podboju uczyli się od zwyciężonych. Machiny oblężnicze poznali od Persów i Chińczyków. Wystrzeliwali z nich „grecki ogień”, łatwopalną mieszankę - pierwowzór napalmu. Chińczykom wydarli tajemnicę prochu, którym wypełniali pociski żelazne i gliniane. Stosowali „bomby gazowe”. Dymy drażniące wydmuchiwali w kierunku przeciwnika za pomocą miechów.
XIII w. Europa skłócona, zajęta walkami o władzę, nie rozumiała zagrożenia. Okrutny los podbitej Rusi (obecne tereny Ukrainy) jej nie obchodził. Straszliwi jeźdźcy Apokalipsy przybyli z krain nie opisanych na ówczesnych mapach. Po zwycięskiej bitwie pod Legnicą niespodziewanie się wycofali. Zniknęli tak nagle jak się pojawili.
Niebezpieczna misja
Papież Innocenty IV, wykształcony Genueńczyk, postanowił owo zagrożenie rozpoznać. Wysłał różnymi drogami cztery poselstwa do władcy Tatarów, bo tak po najeździe określano Mongołów. Dwa składały się z dominikanów, dwa z franciszkanów. Zakonnikom zadał misję religijno-dyplomatyczno-szpiegowsko-eksploracyjną. Mieli nawiązać kontakty i dowiedzieć się jak najwięcej o najeźdźcach: skąd pochodzą, jak wygląda ich kraj, ilu ich jest, jak żyją, jaka jest ich wiara, jakie mają obyczaje, zamiary, jak traktują posłów, czy przestrzegają umów. A potem spróbować nawrócić. Papież szukał sprzymierzeńców do obrony przed islamem. Arabowie kierowani dżihadem opanowali basen Morza Śródziemnego, na terenach Europy zakładali emiraty, kalifaty, taify.
Podziw budzi odwaga i poświecenie zakonników, którzy podjęli się misji. Znamy niebezpieczeństwa i trudy, jakim mieli sprostać. Aż dwóm franciszkanom: Włochowi i Polakowi udało się dotrzeć na dwór Wielkiego Chana przy stolicy Imperium Mongołów - Karakorum na terenie dzisiejszej Mongolii (nie mylić z pasmem górskim Karakorum na pograniczu Chin, Pakistanu, Indii). I wrócić!
Włoch Giovanni da Pian del Carpine, czyli Jan z miejscowości Pian di Carpine (obecnie Magione), gdzie się urodził niedaleko Perugii lub, jak napisze jego towarzysz: „Jan zwany de Piano Carpini”, należał do grona współbraci św. Franciszka w Asyżu. Jego kultura pisemna pokazuje, że zapewne porzucił zamożny ród. Na polecenie Franciszka był misjonarzem w Niemczech. Bracia wybrali go kustoszem w Saksonii, a potem przełożonym prowincji niemieckiej. Zainicjował założenie pierwszych klasztorów franciszkańskich w Czechach, Polsce, Norwegii, Danii, na Węgrzech. Kiedy 16 kwietnia 1245 r. wyruszał na grzbiecie osła z Lyonu (gdzie papież zwołał sobór) jako legat Stolicy Apostolskiej do Mongołów miał ok. 65 lat. W ciągu trwającej dwa lata i siedem miesięcy podróży pokonał konno19 tysięcy kilometrów.
Ok. 46-letni Benedykt, „rodem Polak” - jak sam się przedstawił - dołączył do Jana we Wrocławiu. „Był towarzyszem naszych udręczeń i tłumaczem” - wspominał Jan. Poza polskim i łaciną znał język ruski. Żył w klasztorze franciszkanów ufundowanym przez Henryka II Pobożnego, zniszczonym z kościołem przez Tatarów i odbudowanym przez wdowę po księciu. Pochowano w nim ciało fundatora, obrońcy chrześcijaństwa, znalezione na polach bitwy pod Legnicą. Nagie zwłoki Henryka, rozpoznane przez wdowę, pozbawione były głowy. Na pytanie co stało się z głową znalazła dopiero odpowiedź ekspedycja do chana Mongołów.
Kłusem od rana do nocy
Benedykt Polak pisał, że dołączył jako trzeci franciszkanin do poselstwa.
Nie podał imienia drugiego. C. de Bridia - prawdopodobnie C. z Brzegu na Dolnym Śląsku w swojej relacji, napisanej na polecenie prowincjała Czech i Polski po zakończeniu wyprawy, wymienia brata Czesława z Czech, który się więcej w opowieściach nie pojawia.
Kluczowa dla powodzenia misji okazała się wizyta w Boże Narodzenie na dworze księcia Konrada I Mazowieckiego w Łęczycy – silnym ośrodku władzy państwowej. Od XII w. odbywały się tam zjazdy książąt i dygnitarzy - pierwsze polskie sejmy. Franciszkanie zatrzymali się zapewne w tamtejszej Archikolegiacie (w Tumie) – miejscu synodów prowincji.
Fot. Monika Rogozińska
XII w. Archikolegiata w Tumie
Obecny w Łęczycy książę włodzimiersko-wołyński, Wasylko, który uznał zwierzchnictwo Mongołów, poradził im, żeby wzięli dużo darów, bo otworzą im one wiele drzwi.
O tym, że ta rada nie straciła na aktualności wie każdy, kto brał udział choćby w wyprawach alpinistycznych w góry Azji także w XXI w., które wymagają zezwoleń od lokalnych urzędników i przejeżdżania przez niezliczone punkty kontrolne po drodze. Bez „prezentów” tam ani rusz.
Zebrani w Łęczycy wielmoże wyposażyli mnichów żebraczego zakonu - posłów papieskich, w cenne dary: futra. Książę Wasylko zabrał ich do swego kraju, potem wyprawił do Kijowa znajdującego się pod jarzmem Tatarów. Zakonnicy nie skarżyli się na trudy zimowej podróży. Jan pisał tylko, że kiedy byli „śmiertelnie chorzy” to kazali się ciągnąć na saniach, ale misji nie przerwali. Z Kijowa w asyście Tatarów jechali dalej dosiadając mongolskich koni. Żywiły się same wygrzebując spod śniegu trawę. Pędzili kłusem całe dnie, a i czasem nocą, zmieniając kilka razy na dobę konie na wypoczęte. Jedli proso z wodą i solą, niekiedy pili tylko wodę ze stopionego śniegu. Przekroczyli Don, podążali w rejon Astrachania. Futra otwierały im drzwi - często musieli się nimi opłacać. W Wielki Czwartek w kwietniu 1246 r. dotarli do leżącego w delcie Wołgi obozu Batu-chana, którego wojska spustoszyły Węgry, brata Ordy. Wręczyli mu „żądane dary, mianowicie 40 skór borowych i 80 skór borsuczych” - wspominał Benedykt. Pisał, że od pewnego momentu jechał już tylko z Janem, bo trzeci brat zapadł na zdrowiu i zostawili go po drodze z końmi i służebnymi.
Podążali przez stepy, pustynie i góry dzisiejszej Ukrainy, Kazachstanu, Mongolii. Widzieli „niezliczone zburzone miasta i grody zniszczone oraz wiele opuszczonych wsi”. W lipcu 1246 r. Jan i Benedykt dotarli do siedziby Wielkiego Chana o pół dnia drogi od stolicy, Karakorum. Ale Wielkiego Chana nie było. Zmarł dużo wcześniej, jeszcze zanim wyruszyli w podróż.
Pogarda i nadzieja
Benedykt Polak i Jan z Pian di Carpine u chana Gujuka.
Miniatura z XIV w. manuskryptu (Biblioteka Narodowa w Paryżu)
Wyjaśniła się przyczyna nagłego odwrotu Mongołów z Polski i Węgier. Na wieść o śmierci syna i następcy Czyngis-chana, Wielkiego Chana Ugedeja otrutego przez kobietę, Batu i Orda zawrócili do Karakorum, by zabiegać o sukcesję. Jan i Benedykt musieli doczekać do wyboru nowego władcy imperium, którym został Gujuk, wnuk Czyngis-chana. Ten w październiku 1246 r. pozwolił im wyruszyć w drogę powrotną z listem-odpowiedzią do papieża.
Podróż do Lyonu trwała rok i miesiąc. Po drodze zatrzymywali się na dworach opowiadając o tym, co widzieli. Napisali trzy relacje. Najkrótsza jest Benedykta Polaka. W „Sprawozdaniu” podał przebieg trasy, główne wydarzenia, zacytował list „cesarza Tatarów” do papieża.
Najbardziej wyczerpująco odpowiedział na zadane przez papieża pytania Jan z Piano Carpini w „Historii Mongołów”, „których my nazywamy Tatarami”. Z opisu dziejów imperium, metod walki, życia i zwyczajów wyłonił się obraz państwa, którego organizacja służyła prowadzeniu nieustannej wojny, podbojów dla podporządkowania sobie całego świata. Panem życia i dóbr wszystkich był Wielki Chan. Wszelkie nieposłuszeństwo karano śmiercią. W armii panowała żelazna dyscyplina. Jeńców i tych, którzy się poddali, zabijano albo zabierano w okrutny jasyr. Mongołowie potrzebowali niewolników: kobiet, służby, rzemieślników, skrybów, tłumaczy... Obietnic nie dotrzymywali - należały do taktyki podboju, jak przebiegłość i zdrada. Władców innych krain zapraszali, upokarzali i bywało, że zabijali, żeby przejąć ich tereny. Obcymi gardzili, biednymi i słabymi jeszcze bardziej. Respekt mieli dla siły, szacunek tylko dla swoich. Bezwzględnie łupiąc, kradzież wśród swoich karali śmiercią. Namiotów nie zamykali.
W żadnej relacji franciszkanie nie epatowali swoim cierpieniem, chociaż omal nie umarli z głodu, oczekując na elekcję chana, bo o posłów jak i niewolników nie dbano. Szukali dobrych stron gospodarzy. Starali się być pomostem pomiędzy obcymi sobie światami–cywilizacjami.
„Między sobą są dosyć ludzcy i chętnie dobrami swoimi się dzielą wzajemnie sobie ustępując Są także bardzo cierpliwi. Albowiem często, mimo, ze przez dzień albo dwa nic nie jedli, śpiewają przecież i żartują jakby najlepiej byli nasyceni” – pisał C. de Bridia w „Historii Tatarów” naśladującej relację Jana. Powoływał się na informacje zasłyszane od Benedykta. Podkreślali, że Tatarzy nie zmuszali nikogo do wyrzeczenia się swej wiary. Wyjątkiem było męczeństwo księcia Rusi, Michała, który przybył w hołdzie poddaństwa do Batu-chanu. Kiedy kazali mu oddać pokłon posągowi Czyngis-chana odmówił mówiąc, że jako chrześcijanin nie może oddawać czci tej figurze. Ucięli głowę jemu i wspierającemu go rycerzowi.
Jan uważał, że wybór nowego chana dawał nadzieję. „Sam utrzymuje duchownych chrześcijańskich. Ma zawsze także przed największym swoim namiotem kaplicę, gdzie [duchowni] śpiewają publicznie (…) zgodnie ze zwyczajem greckim”.
Duchy demonów
C. opisał też ostatnie chwile życia Henryka Pobożnego. Tatarzy „kiedy już, jak opowiadali temuż bratu Benedyktowi, chcieli uchodzić [z pola walki pod Legnicą], szyki bojowe chrześcijan rzuciły się niespodziewanie do ucieczki. Wtedy księcia Henryka wzięli Tatarzy do niewoli i całkowicie obrabowali, a kazali mu klękać przed martwym wodzem, który poległ w Sandomierzu. Głowę jego jakby głowę barana zawieźli przez Morawy na Węgry do Batu i wkrótce potem rzucili ją między głowy innych poległych.”
Franciszkanin wskazuje przyczyny porażki podczas tatarskiego najazdu w 1241 r: „Czego u Polaków dokonała zazdrość, to u Węgrów zuchwała pycha”.
Zawiniły więc duma, zawiść, brak jedności. Cywilizacja europejska nie obroni się przed azjatycką jeśli nie zjednoczy sił, nie wykaże męstwa i odwagi. Znamienny był lęk Jana, że na drogę powrotną chan dołączy do nich swoich posłów do papieża, a wtedy przyjrzą się Europie. „Obawialiśmy się, ażeby oni, postrzegłszy niezgodę i wojny, jakie istnieją między nami, nie nabrali większej ochoty wystąpienia przeciw nam – tłumaczył. – Baliśmy się, ażeby ich nie zgładzono, bo przecież nasze ludy w wielkiej części są skłonne do zuchwałości i pychy.”
Uczestnik jednej z czterech misji wysłanych przez papieża Innocentego IV na wschód, francuski dominikanin Szymon twierdził, że przed inwazją na Węgry w 1241 r. Batu-chan złożył ofiarę demonom. Pytał je czy ma rozpocząć inwazję. Usłyszał odpowiedź:
"Idź spokojnie, bo wysyłam trzy duchy przed tobą, a dzięki nim twoi przeciwnicy nie zdołają ci się oprzeć", co też się stało. Duchami tymi były zaś: duch niezgody, duch niewiary i duch strachu. To są trzy duchy nieczyste."
Duchy te wciąż hulają po Europie...
Monika Rogozińska
TEKSTY ŹRÓDŁOWE
ODKRYWANE RELACJE
Jan di Piano Carpini po powrocie z wyprawy został arcybiskupem Antivarii – obecnie Baru w Czarnogórze. Zmarł 1 sierpnia 1252 r. W swojej Historii Mongalorum uprzedzał, że brudnopis jego relacji wielokrotnie kopiowano. Znanych jest ok. 20 przekazów rękopiśmiennych. Zapis z XIV w. znajduje się w Ossolineum we Wrocławiu.
Znamy dwa rękopiśmienne przekazy Benedykta Polaka De Itinere Fratrum Minorum ad Tartaros. Jeden znajduje się w Narodowej Bibliotece Wiednia, drugi - Paryża. Pierwsze polskie tłumaczenie Andrzeja Jochelsona, wrocławskiego prawnika i historyka z zamiłowania, opublikowano w „Kalendarzu św. Antoniego” wydanym przez franciszkanów Prowincji św. Jadwigi w 1986 r.
W 1993 r. ukazały się relacje Jana, Benedykta i C. de Brigia w „Spotkaniu dwóch światów. Stolica Apostolska a świat mongolski w połowie XIII wieku” pod red. Jerzego Strzelczyka.
Szczególne wydanie relacji Benedykta Polaka (w języku łacińskim, polskim, kazachskim i rosyjskim) zawdzięczamy Ambasadzie Kazachstanu w RP (Oficyna Olszynka, Warszawa 2008). Zawiera ono polski przekład listu papieża Innocentego IV do Wielkiego Chana Gujuka i jego odpowiedź oraz fotografię oryginału z Archivio Segreto w Watykanie odnalezionego w 1920 r.
Historia Tartarorum C. de Bridia skończył pisać 30 lipca 1247 r. Odpis relacji pochodzący z ok. 1440 r. znajduje się w bibliotece Uniwersytetu Yale w USA. Ujawniono go w 1965 r. i przetłumaczono na język angielski. Drugi odpis, pochodzący z 1339 r., odnaleziono w Zentral- und Hochschulbibliothek w Lucernie, w Szwajcarii.
CO WIEMY O BENEDYKCIE POLAKU
Benedictus Polonus, ur. ok. 1200 r.
Data śmierci oraz miejsca pochówku nie są znane.
Nie wiemy czy nosił imię nadane na chrzcie czy zakonne.
W młodości mógł być rycerzem.
Franciszkanin. Świecenia kapłańskie otrzymał prawdopodobnie w 1236 r.
Uczestnik wyprawy wraz z Janem z Piano Carpini. Włochem, do chana Mongołów (16 IV – 18 XI 1247). Na wyprawę wyruszył z klasztoru we Wrocławiu. Jej historię „De Itinere Fratrum Minorum ad Tartaros” opracował po powrocie w klasztorze w Kolonii w 1247 r. (tekst zaginął).
W 1252 r. był gwardianem w klasztorze w Krakowie (lub Inowrocławiu).
W tym samym roku (1252 - śmierci Jana z Piano di Carpini) zeznawał, jako świadek cudu, w procesie kanonizacyjnym św. Stanisława ze Szczepanowa zamordowanego w XI w. w Krakowie.
Fot. Monika Rogozińska
Klasztor franciszkanów w Krakowie
NAGRODA IM. BENEDYKTA POLAKA
Założyciele Kapituły Nagrody Benedykta Polaka po podpisaniu Porozumienia ws. Nagrody na Zamku w Królewskim Mieście Łęczyca.
Od lewej: Łukasz Wasiak - specjalista ds. promocji i dokumentacji muzealnej Muzeum w Łęczycy, prof. Ryszard Grygiel - Dyrektor Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi, Andrzej Borucki - Dyrektor Muzeum w Łęczycy, Krystyna Pawlak - Wicestarosta Powiatu Łęczyckiego, prof. dr hab. Włodzimierz Mędrzecki - Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Wojciech Zdziarski - Starosta Powiatu Łęczyckiego, prof. dr hab. Leszek Zasztowt - Towarzystwo Naukowe Warszawskie, prof. dr hab. Paweł Haensel Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Massimo Mazzini – Instytut Kultury Włoskiej, Monika Rogozińska – Prezes Polskiego Oddziału The Explorers Club (autorka tekstu), prof. dr hab. Mariusz Ziółkowski - Wiceprezes Polskiego Oddziału The Explorers Club, Tomasz Grzywaczewski – członek Oddziału Polskiego The Explorers Club, Andrzej Olszewski - Burmistrz Miasta Łęczyca, Wojciech Czaplij - Zastępca Burmistrza Miasta Łęczyca.
28 maja 2014 roku na Zamku w Królewskim Mieście Łęczyca podpisane zostało Porozumienie o powstaniu Nagrody im. Benedykta Polaka. Jego inicjatorem był Oddział Polski The Explorers Club – Stowarzyszenie, którego jednym z zadań jest upowszechnianie polskich odkryć i odkrywców. Nagroda przyznawana ma być co roku dla obywatela polskiego za dokonania eksploracyjne, a także obcokrajowcowi za współpracę z badaczami polskimi. Kapitułę tworzą przedstawiciele Oddziału Polskiego The Explorers Club, Urzędu Miasta Łęczycy, Starostwa Powiatowego w Łęczycy i Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.
Celem Nagrody jest pokazanie znaczenia Polski w dialogu międzykulturowym, promocja postaci Benedykta Polaka i towarzyszy wyprawy. Uroczysta ceremonia wręczenia Nagrody odbywać się będzie w Archikolegiacie w Tumie a rycerskie przyjęcie na dziedzińcu zamku w Łęczycy.
M.R.
Artykuł został opublikowany w Posłańcu św. Antoniego z Padwy (marzec-kwiecień 2015) - dwumiesięczniku Prowincji
św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów) z siedzibą w Krakowie.
Wiadomość z marca 2015 r:
Biskup legnicki Zbigniew Kiernikowski wydał dekret powołujący zespół diecezjalny ds. przygotowania procesu beatyfikacyjnego księcia Henryka II Pobożnego.