Skała na cmentarzu w Szkocji. Ktoś uderza kamienieniem w wyryte na niej drzwi. Ze skały wydobywa się płacz niemowlęcia. Znowu uderzenie. Skała kwili. Miejscowe maluchy mówią, że to w niej dzieci przychodzą na świat...
Jaskinia. Koncert na stalaktytach. Najdźwięczniejsze miejsca uderzeń zaznaczono przed tysiącami lat...
Pionierzy archeomuzykologii z kilku państw przyjechali w grudniu 2014 r. do Gdańska na międzynarodową konferencję, współorganizowaną przez Oddział Polski The Explorers Club, któremu służę. Archeologia dźwięku jest młodą nauką. Odkrywamy, że nasi praprzodkowie od pradziejów czuli piękno i rytualne znaczenie dźwięku. To my dziś obojętnie przechodzimy obok otaczających nas naturalnych instrumentów, nieświadomi muzyki, jaką można z nich wydobyć.
Fot. Monika Rogozińska
Archeomuzycy mieli wyjątkową okazję, żeby zagrać na kamiennym gongu – litofonie przywiezionym z pustyni Sudanu przez polskich archeologów. Współcześni mieszkańcy pustyni nie zwracali uwagi na głaz i wgłębienia uczynione przez ludzi kilka tysięcy lat temu.
Gra na gongu z Pustyni Nubijskiej. Na liściu gra prof. Jean Loup Ringot.
Fot. Monika Rogozińska
Naukowcy z ciekawością oglądali także inne unikatowe kamienie. Są na nich ryty naskalne przedstawiające zwierzęta i ludzi. Najmłodsze uczyniono co najmniej 5000 lat temu. Najstarsze ok. 7000 lat temu, kiedy dzisiejsza Pustynia Nubijska były sawanną, po której stąpały żyrafy, słonie i lwy. Dziś w rejonie Sudanu, z którego wycięto te wizerunki deszcz pada raz na siedem lat.
Podarowanie takich zabytków Polsce przez rząd Sudanu jest obecnie ewenementem. To kolejny zapracowany przez Polaków dar po freskach z pierwszego tysiąclecia z chrześcijańskiej katedry w Faras, zalanej wodami Jeziora Nasera po spiętrzeniu Nilu. Tamte malowidła otrzymaliśmy dzięki misjom archeologicznym lat 60. XX w. prof. Kazimierza Michałowskiego. Wycięte fragmenty skał z rytami, podarowane przez rząd Sudanu Polsce, zawdzięczamy archeologicznym misjom badawczym i ratunkowym w rejonie IV katarakty Nilu, prowadzonym od 21 lat przez archeologa dr Henryka Panera. Koncesja tej misji obejmuje teren ok. 140 tys. km kw. - obszar wielkości połowy Polski. Ze zbadanego terenu przed jego zalaniem wodami Nilu wycięły 100 rytów. Część z nich znalazła się w muzeum w Chartumie, część w Gdańsku, gdzie trwają przygotowania ich ekspozycji.
- Rysunki naskalne wykuwano kamieniami, wydziurkowano obrysy zwierząt, postaci – tłumaczył Henryk Paner, konserwator wojewódzki, od 23 lat dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, współgospodarz konferencji. – Ryty, które mają wykute wypełnienia, są starsze. Może starsze pokolenia były bardziej pracowite? – dodał z uśmiechem.
Międzynarodową konferencję „Dźwięczące kamienie” organizował:
- Oddział Polski The Explorers Club,
- Instytut Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego,
- Instytut Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego,
- Muzeum Archeologiczne w Gdańsku.
Fot. Monika Rogozińska
Gdańsk. Nad brzegiem Motławy widoczna jasna wieża z ciemnym kołpakiem dachu Muzeum Archeologicznego goszczącego konferencję.
Fot. Archiwum Moniki Rogozińskiej
Uczestnicy konferencji przyjechali z wielu stron, żeby podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem pionierów archeomuzykologii.
Od lewej: prof. dr hab. Sławomira Żerańska-Kominek - dyrektor Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego; (trzecia od lewej) muzykolog UW prof. dr hab. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska - główny motor, organizator i sprawca konferencji: (w czerwonej czapce) prof. Gjermund Kolltveit - muzyk, muzykolog z Norwegii , autor książki o prehistorycznych instrumentach; dr Danica Stassikova-Stokovska - archeolog i archeomuzykolog ze Słowacji dr Ałła Ablova – rosyjska muzykolog zamieszkała w Finlandii; za nią stoi dr Riitta Rainio – muzyk, muzykolog, archeolog z Finlandii; prof. Cornelia Kleinitz – archeolog z Niemiec; dr Henryk Paner; prof. dr hab. Jan Żera – akustyk z Politechniki Warszawskiej; Monika Rogozińska; prof. dr hab. Karol Szymczak – archeolog UW; (z przodu przyklęknął) prof. Jean-Loup Ringot - człowiek-orkiestra, nie mieszczący się w żadnych określeniach Francuz mieszkający w Niemczech.
Pokonali wiele trudności, żeby przybyć do Gdańska. Prof. Cornelia Kleinitz leciała z Australii zygzakiem po planecie. Prof. Gjermundem Kolltveitem płynąc, lecąc, jadąc z wyspy na północy Norwegii zmieniał tak wiele środków transportu, że po drodze zagubił bagaż. Muzyk, archeolog i inicjatorka badań archeomuzycznych w północnej Europie szwedzka profesor Cajsa Lund przyjechała ze złamaną nogą. Nie zdołał dotrzeć jedynie muzyk i poeta, multiinstrumentalista i śpiewak prof. John Purser. Zatrzymał go na Wyspach Brytyjskich orkan. Przysłał referat i film z płacząca skałą.
Fot. Archiwum Moniki Rogozińskiej
W Muzeum Archeologicznym w Gdańsku. Od lewej: Monika Rogozińska; prof. dr hab. Mariusz Ziółkowski, doc. dr Renata Belicova - muzykolog ze Słowacji; prof. Gjermund Kolltveit; prof. Jean-Loup Ringot, prof. dr hab. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska; dr Danica Stassikova-Stokovska, prof. dr hab. Sławomira Żerańska-Kominek; dr Ałła Ablova, dr Henryk Paner; prof. dr hab. Karol Szymczak oraz studenci.
Fot. Monika Rogozińska
Mocarni archeolodzy, członkowie Oddziału Polskiego The Explorers Club: wiceprezes prof. dr hab. Mariusz Ziółkowski oraz gospodarz muzeum – dr Henryk Paner. Obok, mocarny za dwóch - Mistrz Dźwięku prof. Jean-Loup Ringot.
Fot. Monika Rogozińska
Częścią konferencji były warsztaty dla dzieci w XVI w. spichlerzu „Błękitny Baranek” – Oddziale Muzeum Archeologicznego. Jean-Louis Ringout pokazywał dzieciakom, że można grać na wszystkim, co ma się pod ręką: na kapslu, korku, liściu, patyku wyjętym z krzaka przed muzeum, kawałku papieru, pasku kory. Robił instrumenty z materiałów, które są na wyciągnięcie ręki: rosną albo leżą wokół nas. Używając ich, naśladował głosy zwierząt. Razem z prof. Gjermundem Kolltveitem uczyli grać na drumlach.
* * *
Konferencja „Dźwięczące kamienie” odbywała się w dniach 12-15 grudnia 2014 r. Termin ten obejmował rocznicę tragiczną dla polskiej historii. Władze PRL 13 grudnia 1981 roku, wprowadzajac Stan Wojenny, terrorem zmiażdżyły, zaprzepaściły potencjał i energię społeczeństwa, które odzyskiwało godność i tożsamość.
Kilkoro z nas złożyło kwiaty i zapaliło znicze pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970, zamordowanych z rozkazu władz komunistycznych oraz pod bramą Stoczni Gdańskiej - smutnej pozostałości symbolu Solidarności 1980/1981 r. Niektórzy goście, ciekawi naszej historii, poszli tam z nami. Silny, zimny wiatr gasił ogień, wywracał lampki, porywał kwiaty…
Fot. Monika Rogozińska